Niedługo nowe opowiadania

Czeka was ostatni rozdział "Poskramiacza Anakond" oraz kontynuacja "Bagietki"

środa, 14 lutego 2018

"Górska Bryza" Rozdział IV



Neptun siedział na poliestrowej, beżowej kanapie popijając rumianek z filigranowej filiżanki. Piątkowe poranne słońce przedzierało się przez zasłony i delikatnie oświetlało jego porcelanową twarz. Wyglądał przez okno błyszczącymi, niebieskimi oczami i rozmyślał nad niedzielnym wernisażem.

Zastanawiał się, czy jego życie choć odrobinę się zmieni. Nie było to wydarzenie rangi światowej, lecz mogło mu otworzyć furtkę do wielkiego, artystycznego świata. Jak każdy twórca czuł się niedoceniony. Nie uważał się za mistrza i nie stawiał siebie w jednym szeregu z Claudem Monet, ale twierdził, że jak na swój młody wiek jest całkiem niezły i może przyciągnąć zainteresowanie swoimi pracami.

Ciszę przerwała nadzwyczaj spokojna i całkowicie odmienna od siostry ciocia Zofia.

- Nad czym tak dumasz, moje dziecko? - zapytała uśmiechając się szeroko.
- Nad wernisażem - odparł, ciągle spoglądając w okno. - Myślisz, że mój obraz spodoba się publiczności? Trochę się obawiam krytyki - pociągnął łyk herbaty.
- To naturalne, przecież to twój pierwszy wernisaż. Jestem przekonana, że znajdziesz spore grono odbiorców, lecz musisz być też przygotowany na krytykę. Pamiętaj, że każdy ma prawo do swojego zdania i nie powinieneś się z tego powodu zniechęcać.
- Nie zniechęcam się, tylko zastanawiam, czy jestem na to gotowy.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - rzekła. - Nie odkładaj rzeczy w nieskończoność, bo później, za kilkadziesiąt lat możesz żałować, że przez obawy i lęki czegoś nie zrobiłeś. Z własnego doświadczenia powiem ci, że nie warto.
- Co masz na myśli, ciociu? - zapytał zafrapowany.

Odwróciła wzrok. Spojrzała na białe ściany pokoju.

- Zawsze chciałam mieć dzieci. Było to moje pragnienie od czasu kiedy jako mała dziewczynka zajmowałam się córeczką przyjaciółki mojej mamy, Amelią. Do dzisiaj pamiętam jak kołysałam ją do snu w przepiękny, ciepły i słoneczny dzień maja. Śpiewałam jej wtedy kołysanki, które śpiewała mi mama, gdy kładła mnie spać. Już wtedy czułam, że byłabym dobrą matką.
- Przecież, ciociu, nie możesz mieć dzieci - powiedział Neptun.
- Wiem, lecz chciałam adoptować, ale Twój wuj nie chciał się zgodzić. Twierdził, że nie damy sobie rady. Żałuję, że go posłuchałam, a teraz kiedy jego już nie ma, a ja mam już ponad sześćdziesiąt lat nie wiem czy dałabym sobie radę - zamilkła. - Lecz kiedy się urodziłeś, od razu lepiej się poczułam. Rozalia często mi ciebie podrzucała, gdy musiała iść do pracy, a ja chętnie się Tobą zajmowałam.
- To dlatego mam z Tobą, ciociu, taki dobry kontakt - oznajmił.
- Mój ukochany siostrzeniec - rzekła, mierzwiąc jego włosy. - zaparzę ci jeszcze rumianku.

Wyszła.

...

- Gdzie jest mój telefon? - zapytał Andrzej sam siebie.

Przeszukiwał kieszenie spodni, potem kurtki. Nic. Ani śladu po jego telefonie.

Pobiegł do samochodu. Obejrzał przednie siedzenia, potem tylne, spojrzał pod maty, przetrząsnął wszystkie skrytki, zajrzał do bagażnika. Ani śladu telefonu.

Zatrzasnął drzwi i wrócił do rudego pasywa.

- Gdzie jest mój telefon? - krzyknął otwierając drzwi tak szybko, że prawie je wyważył.
- A skąd ja mam wiedzieć? Po chuja mi twój telefon.
- Nie zostawiłem go tutaj przypadkiem?
- Nie!

Patrzeli na siebie surowo.

- Coś jeszcze? - zapytał rudy wrogo unosząc brwi.
- Nie.
- Więc spieprzaj! - krzyknął pasyw i wskazał Andrzejowi wyjście.

Rozgoryczony niechętnie skierował się do drzwi.

- Jeszcze się spotkamy! - krzyknął przez ramię.

Zatrzasnął drzwi, wszedł do auta i usiadł za kierownicą.

"Co on zrobił z moim telefonem?"

Przemyśliwał całą sytuację. Przypuszczał, że go zabrał, ale nie był tego pewien. Nie miał dowodu. Nie mógł od tak przeszukać jego rzeczy. Nie chciał.

Nacisnął pedał gazu i odjechał.

...

- Co to, do licha... - powiedział zdębiały ojciec, trzymając w ręku telefon syna.

Jego dłoń drżała, zaczął się pocić niemiłosiernie intensywnie, a serce waliło niezwykle szalenie. Nie mógł wydukać z siebie żadnego już słowa.

Gapił się w telefon, jak zahipnotyzowany.

Ale to co na nim było wcale go nie urzekło. Wręcz przeciwnie.

Wypakowało z niego wszystkie negatywne emocje i uczucia. Niesmak, obrzydzenie, rozczarowanie, żal, poczucie wstydu, pogardę, wściekłość, nienawiść.

Nagie zdjęcie atletycznego mężczyzny podpisane jako "RudyOgier".

Patrzył się bezwstydnymi oczami na ojca, a sarkastyczny uśmiech sprawiał, że czuł się jakby z niego drwił.

Tak sobie po prostu stał, bezpruderyjnie ukazując swój członek w stanie wzwodu.

Nagle telefon zawibrował.

Ocknął się i odłożył telefon na miejsce.

...

"Po sygnale nagraj wiadomość" - usłyszała Wiktoria w słuchawce komórki. Rozłączyła się.

Zaczęła się zastanawiać czemu nie odbiera, ale stwierdziła, że i tak zaraz się dowie. Za dziesięć minut będzie już u Andrzeja, powie mu, że jest gotowa, i że wyjeżdżają siedem minut po szóstej. Kupiła już bilety i zamierzała mu przekazać, żeby czekał jutro na dworcu gotowy rozpocząć nowy rozdział w życiu.

...

- Co to, kurwa jest, jo sie pytom? - wrzasnął czerwony z wściekłości ojciec, który ledwie co otworzył drzwi wejściowe.

Otworzył usta. Oszołomiony nie wiedział co się dzieje, lecz nagle spostrzegł, że ojciec trzyma w ręku jego komórkę, a na ekranie widnieje jego nagi kochanek.

Zaschło mu w gardle. Z trudem przełknął gęstą ślinę.

- Tato, wszystko ci wytłumaczę...
- Nie ma czego tłumaczyć - wtrącił. - Ty żeś jest zbłoczony! Pedał! Nie tok cie z matką wychowaliśmy.
- Nie jestem...
- Won! - krzyknął niespodziewanie.
- Ale...
- Ale już! Nie chcem cie tu. Ty, ty dewiancie! Już, wypierdalaj!

Ojciec skierował się w jego stronę energicznym krokiem. Andrzej zrobił kroku do tyłu, potem kolejny, aż w końcu odwrócił się i wybiegł za drzwi.

Biegł przez dobre trzy minuty aż wreszcie się zatrzymał, usiadł na ziemi i łzy zaczęły spływać mu po policzkach.

Następny Rozdział - TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz