Niedługo nowe opowiadania

Czeka was ostatni rozdział "Poskramiacza Anakond" oraz kontynuacja "Bagietki"

środa, 31 stycznia 2018

"Górska Bryza" Rozdział III



Andrzej siedział na skraju łóżka pochylając głowę w dłoniach i opierając łokcie na kolanach. W takiej pozycji siedział już dobre kilkanaście minut, rozmyślając nad dzisiejszym dniem, a właściwie nad krótką rozmową z Wiktorią, podczas której tyle się wydarzyło. 

Dziewczyna zdobyła się na odwagę zrobić coś, czego on sam nigdy by nie zrobił, zawalczyć o jego marzenia.

No i wyautować go.

A przecież on powinien to zrobić. To powinno być w jego gestii. To jego życie, nie jej. A jednak, minęło tyle lat, a on wciąż był płochliwy i pełen niepewności.

To spowodowało, że nie umiał radzić sobie z problemami, walczyć, przeciwstawiać się, być wobec siebie szczery.

Każdego dnia zakładał na twarz maskę nabieracza. Był aktorem wcielającym się w wiele ról, lecz nie na tyle genialnym, by zagrać samego siebie. Aż dziw bierze, że miał przy sobie kogokolwiek, komu się z czegokolwiek zwierzał.

Wokół niego zawsze kręciło się dużo dziewcząt, lecz on nigdy nie wykazywał zainteresowania. Z Wiktorią było inaczej. Od razu się zaprzyjaźnili. Była inna, jak to określał. Przyjacielska, wrażliwa, pełna empatii i sympatii.

Jednak nigdy go nie kokietowała. Za to chyba lubił ja najbardziej. Powodem braku zainteresowania nim jako mężczyzną było prawdopodobnie to, że już na samym początku ich relacji odkryła jego orientację. W sumie mógł się tego domyślić, ale przez lata był tak zajęty rozmyślaniem nad swoim życiem, że tego nie dostrzegł.

A teraz jego psiapsióła dopilnowała, aby jego nadzieje nie stały się płonne.

Zaczął się zastanawiać dlaczego nic z tym nie robi. Przecież oprócz Wiktorii nie ma tu nikogo, więc po co ma tu zostawać. Ma zaprzepaścić być może jedyną szansę na karierę, ucieczkę z domowego więzienia i bycie szczęśliwym?

Te i inne pytania zaczęły krążyć mu w myślach. Siedział tak jeszcze przez chwilę, po czym wstał, otworzył szafę, wyjął torbę i zaczął pakować ubrania.

Wtem ktoś zapukał do drzwi.

- Cześć - powiedziała uradowana Wiki. - Jeszcze nie jesteś spakowany? 
- Właśnie zacząłem. 
- Myślałem, że już dawno to zrobiłeś. Pewnie się wahałeś i zastanawiałeś nad tym co zrobić. 

Myślał przez chwilę, po czym odparł. 

- Tak. I zadecydowałem jak widzisz. 
- Widzę. I dobrze. To było jedyne słuszne rozwiązanie.
- Wiem. Pomimo tego, że ma wiele wad. 
- Wad?
- Tak. W końcu zostawiam rodzinę.
- Och, proszę cię, nie zaczynaj - rzuciła błagalne spojrzenie. - Lepiej zastanówmy się nad tym co upichcisz. Myślałeś już o tym?
- Szczerze nie, jest jeszcze czas. 
- Nie powiedziałabym. Zostały niespełna trzy dni - powiedziała. 
- Hmm... Może tego morszczuka w piwie.
- Świetny pomysł, lecz przydałyby się jeszcze co najmniej dwa dania.

Zastanawiali się przez kilka chwil. Nagle Wiki rzuciła.

- Wiem. Gołąbki z pstrąga. Te, które ostatnio zrobiłeś.
- Masz rację - przytaknął. - Trzecim daniem może być ryba maślana zapiekana z pomidorami.
- Ooo... To jakiś nowy przepis? - zapytała z ogromnym zainteresowaniem.
- Tak zrobiłem ją w zeszłym tygodniu.
- Koniecznie musisz mnie nią uraczyć.

Podczas rozmowy, Andrzej zdążył się już spakować.

Poszli razem do kuchni i Andrzej zaparzył im po filiżance mięty. Skierował się do lodówki i wyjął ostatnią porcję ryby, którą ostatnio przygotował. Włożył ją na chwilę do piekarnika, po czym nałożył na talerz i postawił przed Wiktorią.

- Bon Appétit - rzekł szykownie.

Wiktoria wzięła kawałek do ust. Zamknęła oczy, na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który zdawał się mówić, że właśnie znajduje się w centrum jakiejś intensywnej rozkoszy. 

- Boże! - zdołała ledwo wydukać. - Jak ty to zrobiłeś? - jadła, delektując się każdym kęsem. - To chyba najlepsze danie jakie zrobiłeś.
- Bez przesady.
- Mhm... 
- Co mam powiedzieć rodzicom.
- Mhmmm...
- Wiki?

Rozkoszowała się posiłkiem, nie zwracając uwagi na to co mówił.


- Wiki?

- Co? - oderwała się od posiłku. - Czemu tak krzyczysz?
- Słuchasz mnie?
- Tak. Nooo...  Przecież ci mówiłam, że powiemy im, że poznałeś dziewczynę marzeń. Nie przejmuj się. Jakoś ich udobruchamy.

Skończyła posiłek.


- Wyjazd w sobotę wieczór.

- Co? Dlaczego tak późno?

Wydęła wargi ze zdziwienia.


- A dlaczego mamy jechać wcześniej? Wystawa jest dopiero w niedzielę.

- Muszę przygotować kilka rzeczy, między innymi zamarynować morszczuki i zrobić farsz do gołąbków.
- Racja, nie pomyślałam o tym.
- Trzeba również zrobić zakupy.
- Tym się nie martw. Zrób listę, a ja podeślę ją wujowi.
- Jasne, więc wyjeżdżamy jutro rano?

Namyślała się przez chwilę.

- Tak, tak będzie najrozsądniej. Idę do domu, spakuję sobie kilka rzeczy.

Spojrzała na zegar ścienny wiszący nad drzwiami.

- Jest po dziewiętnastej. Wpadnę za półtorej godziny i porozmawiamy z twoimi staruszkami.
- Ej! - krzyknął rozdrażniony.
- No co?
- Nie nazywaj tak moich rodziców.
- No dobra. Idę już, będę po wpół do dziewiątej.
- Będę czekać.

Wyszła nie żegnając się.


Jego ostatnie zdanie było kłamstwem. Nie zamierzał czekać.

Zamiast tego, pojechał do Zakopanego do chłopaka, którego znalazł rano na gejowskim czacie.


...

- Och! Mmocniej! - krzyknął. - Aaa...! 
- Tak? podoba ci się?

Muskularny rudzielec skinął głową.

Jego wilgotna klata ostro lśniła w świetle lampy, mięśnie miał przepysznie napięte, a prawie dwudziestocentymetrowy kutas wyginał się to w górę, to w dół.

Nie miał możliwości dotknięcia go, a tak bardzo pragnął się spuścić. Czuł, że jak wystrzeli, to tylko jednym, ogromnym tryskiem, który rozbryźnie się po całym pokoju.

No ale nic nie da się zrobić, gdy twoje ręce są w seksualnym uścisku i "odwrócony orzeł" , to pozycja w której uprawiasz seks.

Ale przynajmniej jego dupa była srogo rozwalana przez dwadzieścia jeden centymetrów czystej przyjemności niczym beton przez młot pneumatyczny.

Trzeba przyznać, Andrzej miał temperament. Ruchał jak zawodowiec. Może powinien zostać aktorem porno, a nie kucharzem. Choć mógłby spowodować, że inni aktywi gotowaliby się z zazdrości. Byłby fenomenem. Wszystkie cipki byłyby mokre na samą myśl o nim. A w tytuły wplotłoby się jakieś kulinarne metafory.

Rozpierdalał odbyt rudego pasywa jeszcze przez wiele błogich minut.

Następny Rozdział - TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz