Niedługo nowe opowiadania

Czeka was ostatni rozdział "Poskramiacza Anakond" oraz kontynuacja "Bagietki"

sobota, 5 maja 2018

"Bagietka" Rozdział I




O dwudziestej drugiej znaczna większość populacji ludzkiej kładzie się do łóżka. Znaczna większość, bo jeśli chcesz, aby ta znaczna większość cieszyła się z rana świeżym pieczywem, musisz zapierdalać, tak jak Kamil i Maciek, dwaj przeciętni, ale i inteligentni dwudziestoparolatkowie.

- Jest idealna - rzekł zadowolony Kamil wgryzając się w ciepły kawałek świeżo upieczonej bagietki. - chrupiąca na zewnątrz oraz miękka i puszysta w środku.

Z każdym kęsem liczne okruchy spadały na biały fartuch oplatający jego drobną, szczupłą klatę.

- Zajebista! Maciek, spróbuj - odezwał się do równie smukłego kolegi podając mu drugą połowę pieczywa.

Kolega mocnym ruchem oderwał kawałek i ostro wgryzł się w jedwabistą tkankę.

- Mmmm... - odparł zadowolony delektując się jej pszenicznym smakiem. - Świetna! Tylko spójrz na tę grubą, złocistą i błyszczącą skórkę oraz biały i delikatny miąższ.
- Dobrze zrobiliśmy, że poprawiliśmy ten przepis. Poprzednia receptura była kiepska. Tamte bagietki były twarde i ciągnęły się jak guma. Te są bardzo kruche i delikatnie rozpływają się w ustach.
- Masz rację - odpowiedział Kamil i powrócił do raczenia się świeżym wypiekiem.

Stali tak przez chwilę, po czym Maciek wyjął fajki.

- Chcesz? - spytał, wysuwając paczkę w stronę kolegi.

Kamil bez wahania wyjął papierosa, a z kieszeni zapalniczkę. Po chwili zaciągnął się i ostentacyjnie wypuścił dym.

- Myślisz, że szef będzie zadowolony z naszego pomysłu.
- Z pewnością. Już zapomniałeś jak mu smakowały nasze drożdżówki? Jak zachwycał się, jak on to określił "subtelnością ciasta"?
- Tak jednak nie był zbytnio zadowolony z tego, że zrobiliśmy coś za jego plecami.
- Zmienił zdanie kiedy zadowoleni klienci przychodzili tylko po to, aby je kupić i nas pochwalić. Poza tym, cholera, zyski wzrosły o około sto pięćdziesiąt procent. Tym razem na bank nas nie zgnoi.
- A jeśli?
- Ale z Ciebie czarnowidz! - zakomunikował. - Nie pozwolimy na to. A jak będzie zgłaszał sprzeciw, to zajmiemy się jego bagietką.

Wybuchnęli naraz gromkim śmiechem.

- Bagietką, dobre. - skwitował Kamil. - Co najwyżej strąkiem fasoli.
- Jak stawiasz, Kamil, ile ma w spodniach?
- Nie dużo. Udało mi się go raz podejrzeć w kiblu. Odlewał się, a później zaczął sobie trzepać.
- Pewnie żona mu nie daje.
- My byśmy się nim zajęli jak należy.
- Mów za siebie. Ja nie gustuję w dziadkach.
- Spierdalaj! - buchnął go w ramię.
- No i jak się skończyło to twoje podglądanie?
- Wywnioskowałem, że ma na oko piętnaście centymetrów.
- Phi... - zaciągnął się do ledwo już tlącym się petem. - Można było się tego spodziewać. Gość jest w chuj nieśmiały, a tacy przeważnie mają małe chuje.
- Nie tylko tacy mają małe - wypalił Kamil, puszczając oczko w kierunku kolegi.

Ten się zdenerwował i już chciał go capnąć, kiedy Kamil w ostatniej chwili zdążył zrobić unik.

- Odszczekaj to! - wrzasnął gniewnie.
- Tylko jak pokażesz dowód - kiwnął głową Kamil wskazując na wybrzuszenie w kroku chłopaka.

Maciek spojrzał na swój rozporek i w mgnieniu oka wyciągnął fujarę.

- Chodź tu, szmato! - wskazał groźnie palcem na kompana, który podszedł do niego stanowczym krokiem i złapał jego pałę w usta nim zdążył klęknąć.

Wciągnął ją do ust w całej jej okazałości i przyssał się niczym niemowlę do sutka matki tak mocno, że Maciek aż jęknął z bólu połączonego z rozkoszą.

- Aau! - wrzasnął. - Za mocno!
- Cykasz się? 

Wtedy wepchnął mu swoje osiemnaście centymetrów, uderzając perfidnie mocno głowicą w jego podniebienie aż jego żołądek wywrócił się na drugą stronę.

Zaczął posuwać go w ryj nie zważając na strumienie spienionej, białej śliny, które zaczęły spływać po jego nogach, szalenie penetrując jego młodzieńcze włosie. 

Morderczy kutas Maćka nikczemnie łechtał jego migdałki.

Kamil dławił się i krztusił, lecz dawał z siebie wszystko. Bez oporu przyjmował kolejne ciosy znanego mu już wcześniej potwora.

Jego gardło rozluźniało się z każdym posunięciem, gotowe na mocniej i więcej.

I właśnie wtedy, kiedy otworzył się na prawdziwą jazdę, Maciek zalał jego wnętrze lepką, słoną i ciepłą cieczą.

- Nie wiedziałem, że z Ciebie taki szybki strzelec.
- Stul ryj! Wkurwiłeś mnie! 

Zamiast odpowiadać, pocałował go namiętnie w usta dając mu do posmakowania jego ejakulat.

- Jest dwudziesta trzecia. Musimy się zabrać do roboty i upiec te bułki. - rzekł Maciek.

Kamil starł z siebie resztkę DNA kolegi i chwycił wór z mąką. 

Następny Rozdział - TUTAJ

4 komentarze:

  1. Gratuluje bloga. Z niecerpliwoscia czekam na nastepna czesc. Do tej pory nie wyobrażałem sobie czegos takiego. Dziekuje załatwiłeś mi paliwo do rozmyślań

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, o to mi chodziło. Niedługo kolejne części, zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam pytanie ile jeszcze poczekamy na następne wpisy na blogu?

    OdpowiedzUsuń