Niedługo nowe opowiadania

Czeka was ostatni rozdział "Poskramiacza Anakond" oraz kontynuacja "Bagietki"

czwartek, 12 lipca 2018

"Bagietka" Rozdział II



Od strony zaplecza Kamila i Maćka dobiegł szczęk otwieranego zamka a następnie głośny trzask drzwi.

- Ej, słuchaj - rzekł cicho Kamil. - Ktoś przyszedł.
- Pewnie szef.
- Nie sądzę
- Hę?

Twarz Maćka spochmurniała. Rozejrzał się w około, jakby obawiał się, że nieznany gość podsłuchuje ich za drzwiami.

- Szef nie trzaska drzwiami. Nigdy. To nie on.
- To kto o tej porze by się tu zjawił? Może ktoś się włamał?
- Otwierając drzwi kluczem? Weź ty pomyśl, czasem.
- Spieprzaj, po prostu próbuję to jakoś wytłumaczyć.
- Ale Ci nie wychodzi. Chodź sprawdzimy

Podreptali ostrożnie w kierunku gabinetu tak, aby nikt ich nie usłyszał i schowali się za uchylonymi drzwiami. Spojrzeli do środka i nie ujrzeli tam codziennego widoku w postaci niskiego dziadka z widocznym wybrzuszeniem, lecz młodego, wysokiego, smukłego mężczyznę z trzydniową szczeciną oraz lśniącym nowoczesnością i pachnącym świeżością garniturze.

Ów facet sortował porozrzucane po całym pomieszczeniu papiery. Z jego mimiki twarzy dało się wyczytać, że jest zdenerwowany.

- Ale tu, kurwa, syf! No jak ja mam tu pracować! - wrzasnął na całą piekarnię, aż Kamil wzdrygnął się, przypadkowo trącając puste kosze. Rozległ się dźwięk pękającego plastiku.

- Kto tam!? - krzyknął nieznajomy. Nie usłyszawszy odpowiedzi, podszedł do drzwi twardym krokiem i spojrzał żenującym wzrokiem, jak gdyby patrzenie na chłopaków było dla niego najsurowszą karą.

- A wy dwaj co za jedni?!
- My tylko...
- Co to za chowanie się za drzwiami?!
- Chcieliśmy tylko sprawdzić kto tu przyszedł - wystękał Kamil.
- Nowy szef - odparł lakonicznie. - Zresztą, co was to... Aha. Wy jesteście tymi szczylami co tu pracują.
- Taak - odezwał się Maciek.
- No. Także od dziś ja tu rządzę - uśmiechnął się zjadliwie.
- A co z Panem Zbyszkiem? - zapytał Kamil.
- A co Cię o interesuje? Nie ma i nie będzie. Teraz ja przejąłem jego burdel. Stary już nie wyrabiał. Dobrze, że przepisał na mnie firmę. Teraz w końcu zacznie prosperować.
- To Pan jest jego ojcem?
- W już chyba skończyliście pracę, nie? To co tu jeszcze tak stoicie i się na mnie gapicie! Zbierać swoje szmat i do domu!

Chłopcy słysząc ton głosu nowego szefa, pomknęli czym prędzej do szatni i po minucie już ich nie było.

...

Zbliżała się godzina osiemnasta. Młodzieńcy byli w drodze do pracy.

- Co on sobie myśli? - rzekł rozindyczony Maciek. - Tak tu wparować bez żadnego uprzedzenia.
- Słyszałeś co powiedział, teraz to jego firma.
- I co z tego, nie powinien się tak panoszyć. Nie podoba mi się to.
- Jeszcze powiedział, że ojciec przepisał mu piekarnię. Myślisz, że to prawda?
- Nie wiem, nie jestem przekonany do niczego co powiedział. Jeżeli rzeczywiście, to chyba pieniądze obchodzą go bardziej niż ojciec.
- Też mi się tak wydaje. Czuję, że może nas wywalić.
- Albo sami odejdziemy jak będzie źle.
- Prędzej nas wykończy psychicznie.
- Czuję, że będą z nim kłopoty.
- Tak, ale przynajmniej jest na co popatrzeć.
- Daj spokój! Co z tego, że ładny, skoro z niego taki wredny chuj?
- Oj, Maciek, nie przesadzaj. Na pewno marzysz o tym, aby mu possać.
- Raczej on possałby mi.
- Wątpię, wystarczyłoby, aby rzucił na ciebie okiem i już byś klęczał i jęczał. Ałaaa... - klepnął go Maciek w głowę.
- Nie błaznuj.

Włożył klucz do drzwi i podjął nieudaną próbę otworzenia drzwi.

- Otwarte, pewnie jeszcze jest w swym biurze.

Weszli do środka kompletnie nie spodziewając się tego co zobaczą.

...

Szczupłą ręką ledwo obejmował swojego kutasa, jednak to nie przeszkodziło mu ostro się masturbować. Miał na sobie czarne eleganckie buty, czarne długie skarpety oraz garnitur, który odziewał jego ciało również rano. W powietrzu unosił się zapach drogiej wody kolońskiej, potu oraz głośne ryki i wycia rozkoszy dobiegające prosto z komputera, wydawane przez trzech tęgich mężczyzn, którzy energicznie zaspokajali swe gejowskie potrzeby na drewnianym biurku. Jego ciało wrzało od podniecenia, a wielki penis mienił się wieloma odcieniami gorącej czerwieni. Liczne krople samczego potu ochładzały jego rozgrzaną skórę, kiedy dynamicznie trzepał swojego wielkiego drągala.

Chłopcy stali jak wryci i opracowywali już w swoich głowach przeróżne erotyczne kombinacje, które razem z szefem mogliby urzeczywistnić, i które mogłyby sprawić, że relacje pomiędzy nimi polepszyłyby się.

Wtem nagle, wielki i potężny chuj zaczął się prężyć i wykręcać na wszystkie strony, wić i tarmosić jak zwierzę uwikłane w śmiertelną pułapkę, które pragnie się wydostać i pokazać całą swoją krzepę. Na jego czubku płynący wartko potok gęstego śluzu w ciągu kilku chwil stał się kolosalną kwintesencją wszystkich sił natury i swoją pioruńską siłą zdewastował każdy, nawet najmniejszy skrawek biurka. Zaraz po kataklizmie, potok zniknął, a zwierzę zostało okiełznane.

- Wiem, że tam stoicie i parzcie - rzekł szef, próbując złapać oddech po walce jaką stoczył z żywiołem. - I wiem, że macie na mnie ochotę.

Następne Opowiadanie - TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz