Niedługo nowe opowiadania

Czeka was ostatni rozdział "Poskramiacza Anakond" oraz kontynuacja "Bagietki"

wtorek, 17 kwietnia 2018

"Górska Bryza" Rozdział VI



Pomimo sezonu letniego, pociąg był praktycznie pusty, a w przedziale, w którym byli Andrzej i Wiktoria oprócz nich nikogo nie było. Wiktoria zaraz po zajęciu swojego miejsca zasnęła, lecz Andrzej nie mógł ani tej nocy, ani teraz spać.

Było mu przykro z powodu tego jak potraktował go ojciec. W sumie wiedział jak zareaguje, gdy się dowie, ale nie wiedział, że pozna jego sekret w taki sposób.

Spojrzał na telefon. Żadnych nieodebranych połączeń. Nie spodziewał się tego. Ojciec na pewno już powiadomił matkę, a ta nawet nie raczyła zadzwonić. Miał z nią lepszy kontakt i myślał, że się nim zainteresuje, jednak pomylił się.

Sennym wzrokiem patrzył na migający za oknem świat. Każdy budynek, każde drzewo zostawiał za sobą jadąc po to co nieodkryte.

Chociaż jego serce przepełnione było żalem, to jednak determinacja go zakrywała.

Ujawnienie jego sekretu dało mu poczucie ulgi i uzewnętrzniło jego skrywaną w odmętach umysłu siłę.

Teraz, kiedy nie musiał już udawać, zwłaszcza przed jego bratnią duszą Wiktorią, nic nie było w stanie go powstrzymać.

Pędził pokazać światu wszystko co potrafi.

...

Po przybyciu na miejsce od razu skierowali się na inny peron i przesiedli do pociągu jadącego przez Orłowo.

Po piętnastu minutach byli już na miejscu.

Otworzyli drzwi restauracji i zostali uderzeni mieszanką przeróżnych zapachów. Od smażonego czosnku, dojrzałych pomidorów i aromatycznych ziół, aż po wędzonego łososia, słodkie bataty i słoneczne cytrusy.

W restauracji było pełno gości, niemal wszystkie stoliki były zajęte. Kelner biegał od stolika do stolika zbierając zamówienia, inny kelner roznosił talerze przepełnione kolorowymi, smakowitymi potrawami. Z kuchni dochodziło echo rozmów i brzęki naczyń.

Nagle z zaplecza wyłonił się siwy, brodaty mężczyzna z niewielkim brzuszkiem, na oko sześćdziesięciolatek. Ubrany w biały fartuch podszedł do Wiktorii i Andrzeja.

- Witaj, moja droga. - przywitał ją wesoło, całując jej dłoń. - Jestem Jerzy, właściciel restauracji, miło cię znów widzieć.
- Również się cieszę. - zaróżowiła się.
- A ten dżentelmen, to pewnie Andrzej. - krzyknął uradowany, szeroko rozkładając ręce.
- Tak, to ja we własnej osobie.
- Witaj, chłopcze. Wiktoria dużo mi o tobie opowiadała przez telefon. Powiedziała, że jesteś jednym z najlepszych kucharzy jakich zna.
- Najlepszym! - zakomunikowała.
- O nie! - zaoponował Jerzy. - Ja jestem najlepszy, Wiktorio, Andrzej może być zaraz po mnie. - zaśmiał się szczerze. - Chodźcie, pokażę wam kuchnię i opowiem o jutrzejszym planie.

Gdy tylko weszli, dziesiątki oczu skierowały się w ich stronę.

- Moja załogo, poznajcie Wiktorię i Andrzeja, naszego nowego kucharza.
- Ahoj! - krzyknęli wszyscy jednogłośnie.
- To jest moja zgrana ekipa, bez której ta restauracja by nie istniała. Jesteśmy jak jedna, wielka rodzina. Trzymamy się razem, dzielimy wspólnymi pomysłami i przygotowujemy razem dzieła sztuki, które później lądują w wygłodniałych żołądkach. - uśmiechnął się. - A właśnie, odnośnie dzieł sztuki, w niedzielę jest tu obok jakaś wystawa obrazów, czy czegoś. Nieistotne, w każdym razie szacujemy, że przyjdzie więcej klientów niż zwykle, więc musimy ich czymś zaskoczyć, mianowicie nowymi potrawami. Andrzeju, - spojrzał na niego radośnie. - Wiktoria mówiła, że masz w zanadrzu kilka pomysłów, zgadza się?
- Tak, mam.
- Opowiedz mi zatem o nich.

Andrzej w kilku chwilach streścił wszystkie przepisy. Jerzy przytakiwał, rozszerzał oczy i uśmiechał się i Andrzej za każdym razem, kiedy widział w oczach rozmówcy radość, czuł się doceniony.

- Te przepisy są bardzo intrygujące, lecz uważam, że trzeba je jeszcze odrobinę dopracować. - rzekł Jerzy. - Już nasza w tym głowa, aby wyszły idealne. To co, jutro jest sobota, przygotujemy kilka sosów i marynat, a na dziś to już wszystko. Jest już po osiemnastej, na pewno chcecie odpocząć po podróży i coś zjeść. Macie stolik przy samym oknie. Kelner zaraz do was przyjdzie.

...

- Ten pieczony dorsz jest znakomity - rzekł Andrzej.
- Ruaczja - odpowiedziała Wiktoria z pełnymi ustami.
- Jesteś obleśna!
- Zapomniałam, że dziewczyny nie pierdzą, nie śmierdzą i się nie obżerają.

Wybuchnęli naraz śmiechem.

- Co ty na to, jakbyśmy poszli dziś na plażę. Jest przepiękny i rześki wieczór, co będziemy marnować czas siedząc w pokoju.
- Masz rację. Skończmy czym prędzej i chodźmy.

...

Mimo dość późnej godziny, mnogie ilości plażowiczów spacerowały po jeszcze ciepłym piasku. Przyjemny, morski wiatr idealnie ochładzał gorące ciała.

Wiktoria zdjęła klapki i jednym ruchem zrzuciła ubrania, zostawiając na sobie tylko żółty strój kąpielowy.

- Chodźmy do wody, nie wytrzymam, muszę się wytaplać. - pisnęła Wiki i wskoczyła we wzburzone fale, przewracając się.

Andrzej uśmiechnął się od ucha do ucha. Rozejrzał się po plaży i zatrzymał wzrok na pewnym blond osobniku, który po kilku sekundach odwzajemnił jego spojrzenie i patrzył na niego z ciepłym wyrazem twarzy.

Następny Rozdział - TUTAJ

3 komentarze:

  1. dobrze się czyta
    wciągająca fabuła

    OdpowiedzUsuń
  2. Akcja się trochę przeciąga. Bardziej leżał mi tekst o Krystianie. W każdym razie, czekam na dalsze części :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa... 😉

    OdpowiedzUsuń